Tajemnica Agaty: Dlaczego wciąż jestem sama w wieku 42 lat?
– Agata, ile jeszcze będziesz się tak szwendać sama po tym świecie? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Siedziałam przy stole, dłubiąc widelcem w zimnej już jajecznicy.
– Mamo, proszę cię… – zaczęłam, ale ona już była w swoim żywiole.
– Czterdzieści dwa lata! Wszyscy twoi rówieśnicy mają dzieci, rodziny, a ty? Co ty masz? Pracę? Praca cię nie przytuli w nocy!
Zacisnęłam zęby. Ile razy można słuchać tego samego? Ile razy można tłumaczyć, że samotność to nie kara, tylko wybór? Ale czy rzeczywiście to był mój wybór? Czy może życie wybrało za mnie?
Wyszłam na balkon. Wiosenne powietrze pachniało deszczem i ziemią. Spojrzałam na sąsiadkę z naprzeciwka – panią Halinę – która właśnie podlewała pelargonie. Miała męża, dzieci, wnuki… i wiecznie smutne oczy. Zawsze zastanawiało mnie, czy jej życie naprawdę było szczęśliwe.
Telefon zadzwonił. To była Magda, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.
– Agata, idziesz dziś na spotkanie klasowe? – zapytała bez zbędnych wstępów.
– Nie wiem… chyba nie mam ochoty słuchać tych wszystkich historii o sukcesach dzieci i mężów – odpowiedziałam szczerze.
– Oj, przestań. Przyjdź dla mnie. Potrzebuję wsparcia. Tomek znowu mnie zdradził.
Zawahałam się. Magda była jedną z tych osób, które zawsze wydawały się mieć wszystko poukładane. Mąż, dom pod Warszawą, dwójka dzieci. A jednak jej życie było pełne zdrad, kłamstw i łez.
Wieczorem stałam przed lustrem. Przeglądałam się krytycznie – zmarszczki wokół oczu, siwe pasma we włosach. Czy naprawdę byłam taka „stara”, jak twierdziła mama? Czy może po prostu byłam inna?
Spotkanie klasowe odbywało się w małej restauracji na Mokotowie. Weszłam do środka i od razu poczułam na sobie spojrzenia dawnych znajomych. Uśmiechy, uściski, pytania: „A ty Agata? Co u ciebie? Mąż? Dzieci?”
– Nie mam męża ani dzieci – odpowiedziałam spokojnie.
Zapadła niezręczna cisza. Ktoś szybko zmienił temat. Magda ścisnęła mnie za rękę pod stołem.
Po kilku drinkach rozmowy stały się bardziej szczere.
– Wiesz, czasem ci zazdroszczę – powiedziała nagle Magda. – Masz wolność. Możesz robić co chcesz. Ja… ja czasem czuję się jak w klatce.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Ale przecież masz rodzinę…
– Rodzina to nie zawsze szczęście – westchnęła ciężko.
Wróciłam do domu późno w nocy. Mama czekała na mnie w kuchni.
– I co? Spotkałaś kogoś? – zapytała z nadzieją.
– Mamo, przestań…
– Ja tylko chcę twojego szczęścia! – wybuchła nagle. – Boję się, że kiedy mnie zabraknie, zostaniesz sama jak palec!
Zrobiło mi się żal mamy. Wiem, że martwi się o mnie z miłości. Ale czy jej wyobrażenie o szczęściu musi być moim?
Następnego dnia w pracy szef rzucił mi kolejne wyzwanie: projekt dla dużej firmy farmaceutycznej. Uwielbiałam swoją pracę – dawała mi poczucie sensu i niezależności. Ale nawet tu nie brakowało plotek.
– Słyszałaś? Agata znowu sama na urlop jedzie! – szepcze Kasia z księgowości do Moniki.
Udawałam, że nie słyszę. Ale bolało. Bo czy naprawdę bycie samą to powód do wstydu?
Wieczorem zadzwonił Bartek – mój były narzeczony.
– Agata… możemy się spotkać?
Zgodziłam się z ciekawości. Spotkaliśmy się w kawiarni na Nowym Świecie. Bartek wyglądał na zmęczonego życiem.
– Wiesz… rozwiodłem się – powiedział bez ogródek.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Pamiętasz, jak chciałem mieć dzieci od razu po ślubie? Ty nie byłaś gotowa…
Skinęłam głową.
– Teraz żałuję, że cię wtedy naciskałem. Może gdybym był bardziej cierpliwy…
Uśmiechnęłam się smutno.
– Bartek, każdy z nas poszedł swoją drogą. I chyba tak miało być.
Wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o wszystkich wyborach, które doprowadziły mnie do tego miejsca.
Kiedy miałam dwadzieścia lat, marzyłam o wielkiej miłości i gromadce dzieci. Potem życie zweryfikowało te marzenia: zdrada pierwszego chłopaka na studiach, śmierć taty tuż przed moją obroną magisterską, depresja mamy… Musiałam być silna dla niej i dla siebie.
Przez lata próbowałam różnych relacji: krótkie romanse, dłuższe związki, nawet narzeczeństwo z Bartkiem. Ale zawsze czegoś brakowało – albo ja nie byłam gotowa, albo oni chcieli czegoś innego niż ja mogłam dać.
Czasem myślę, że jestem zepsuta. Że coś ze mną nie tak. Ale potem patrzę na Magdę czy Bartka i widzę, że każdy niesie swój krzyż.
Kilka tygodni później mama trafiła do szpitala po udarze. Spędzałam przy niej całe dnie i noce. Widziałam jej strach w oczach.
– Agatko… przepraszam cię za wszystko…
Pocałowałam ją w czoło.
– Nie masz za co przepraszać, mamo.
Wtedy zrozumiałam: całe życie próbowałam spełnić cudze oczekiwania. Być „normalna”, „jak wszyscy”. A przecież moje szczęście może wyglądać inaczej niż szczęście innych.
Dziś mam 42 lata i jestem sama. Ale nie czuję się samotna. Mam przyjaciół, pracę, pasje. Czasem tęsknię za bliskością drugiego człowieka – to prawda. Ale już nie pozwolę nikomu wmówić sobie, że jestem gorsza tylko dlatego, że nie mam męża czy dzieci.
Czy naprawdę musimy wszyscy żyć według jednego scenariusza? Czy samotność to zawsze porażka? A może to po prostu inny rodzaj wolności?