Kiedy Mama Zadzwoniła, Że Przyjadą Goście: Powiedziałam „Nie” i Odłożyłam Słuchawkę. Czy To Już Koniec Rodzinnych Więzi?

– Zosiu, w sobotę przyjeżdża ciocia Halina z wujkiem Staszkiem. Przygotuj się, będziemy u ciebie po trzynastej – głos mamy był jak zawsze stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. Siedziałam na parapecie mojego małego mieszkania na Mokotowie, patrząc przez okno na szare bloki i ludzi spieszących się do pracy. W tej chwili poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Mamo, nie. Nie przyjeżdżajcie. Nie chcę gości – powiedziałam cicho, ale stanowczo. Po drugiej stronie zapadła cisza, której nigdy wcześniej nie słyszałam. Mama zawsze miała odpowiedź na wszystko, zawsze wiedziała lepiej. Tym razem milczała.

– Zosiu, co ty wygadujesz? Przecież to rodzina! – jej głos drżał, jakby nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.

– Wiem, mamo. Ale nie chcę. Proszę, uszanuj to – odparłam i zanim zdążyła odpowiedzieć, rozłączyłam się. Moje serce waliło jak oszalałe. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłam. Zawsze byłam tą grzeczną córką z małej wsi pod Radomiem, która spełniała oczekiwania wszystkich wokół.

Dzień, w którym wyprowadziłam się do Warszawy, był dla mnie jak wybawienie. Pamiętam ten moment: tata pomagał mi pakować walizki do starego opla, mama płakała w kuchni, a ja czułam się wolna po raz pierwszy w życiu. Nie tęskniłam za świeżym powietrzem, ciszą czy ogrodem pełnym warzyw. Dla mnie szczęście to było metro pod domem, kawiarnie otwarte do późna i anonimowość tłumu.

Ale rodzina nigdy nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć. Każda niedziela – telefon od mamy: „Zosiu, kiedy przyjedziesz? Babcia tęskni”. Każde święta – presja powrotu na wieś, wspólne gotowanie pierogów i rozmowy o tym, kiedy wreszcie znajdę sobie „porządnego chłopaka”.

W pracy byłam kimś innym – Zosia Nowak, specjalistka od marketingu, która potrafiła przekonać każdego klienta. W domu rodzinnym byłam tylko córką Marysi i Janka, tą „dziwną”, która nie lubi ziemniaków z własnego pola i nie chce chodzić do kościoła w każdą niedzielę.

Po tej rozmowie z mamą długo siedziałam w ciszy. Telefon dzwonił jeszcze trzy razy – nie odebrałam. W głowie miałam słowa cioci Haliny: „Zosia zawsze była inna. Miasto ją zepsuło”. Czy naprawdę jestem zepsuta? Czy to źle chcieć żyć po swojemu?

Wieczorem zadzwoniła Ola, moja przyjaciółka z pracy.

– Coś się stało? Wyglądasz na przybitą – zapytała przez telefon.

– Pokłóciłam się z mamą. Po raz pierwszy powiedziałam jej „nie”.

– I co teraz?

– Nie wiem… Czuję ulgę i strach jednocześnie. Jakby ktoś przeciął niewidzialną linę między mną a domem.

Ola milczała przez chwilę.

– Może czasem trzeba przeciąć tę linę, żeby zacząć oddychać własnym powietrzem?

Przez kolejne dni czułam się jak zdrajczyni. W pracy byłam rozkojarzona, unikałam spojrzeń kolegów. Wieczorami patrzyłam na telefon i zastanawiałam się, czy mama jeszcze zadzwoni. W końcu napisała SMS-a: „Nie rozumiem cię już, Zosiu”.

Wróciły wspomnienia z dzieciństwa – jak mama budziła mnie o szóstej rano do pomocy przy kurach, jak tata uczył mnie jeździć rowerem po polnej drodze. Jak wszyscy sąsiedzi wiedzieli o sobie wszystko i każdy miał prawo komentować twoje życie.

Pamiętam dzień, kiedy powiedziałam mamie, że nie chcę studiować pedagogiki w Radomiu tylko marketing w Warszawie. Płakała wtedy tak samo jak dziś. „Co ty tam będziesz robić sama? Kto ci pomoże?” – pytała. Ale ja już wtedy wiedziałam: wolność jest ważniejsza niż opinia sąsiadów.

Teraz jednak ta wolność bolała. Bo czy można być szczęśliwym bez rodziny? Czy można kochać ludzi i jednocześnie ich odrzucać?

W sobotę zamiast rodzinnego obiadu poszłam sama do kina. Patrzyłam na pary trzymające się za ręce i czułam ukłucie zazdrości. Może mama miała rację? Może jestem sama przez własny upór?

Wieczorem zadzwonił tata.

– Zosiu… Mama bardzo to przeżywa. Wiesz, że ona nie umie inaczej.

– Tato… Ja też to przeżywam. Ale nie mogę już dłużej żyć cudzym życiem.

– Rozumiem cię… Ale pamiętaj, że rodzina to rodzina.

Po tej rozmowie długo płakałam. Nie wiem, czy zrobiłam dobrze. Może powinnam była ulec? Może powinnam była przyjąć gości i udawać szczęśliwą?

Ale czy życie polega na spełnianiu oczekiwań innych? Czy można być sobą bez poczucia winy?

Czasem myślę: czy naprawdę trzeba wybierać między sobą a rodziną? Czy jest jakiś złoty środek? A może każdy z nas musi kiedyś powiedzieć „nie”, żeby naprawdę dorosnąć?