Jak powiedzieć synowej, że jest już matką, a nie małą dziewczynką?
– Znowu siedzisz na tym telefonie, Wiktorio? – zapytałam, starając się ukryć irytację, choć głos mi zadrżał. Siedziała przy stole w naszej kuchni, stukając paznokciami w ekran, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jej synek płacze w wózku obok. Mój syn, Kamil, próbował ją bronić: – Mamo, daj spokój, ona tylko sprawdza wiadomości. Ale ja widziałam – to nie były wiadomości od pracy czy lekarza. To były Instagramy, TikToki, śmieszne filmiki.
Od pierwszego dnia, kiedy Kamil przyprowadził ją do naszego domu, czułam niepokój. Miała wtedy 23 lata – niby dorosła, ale zachowywała się jak nastolatka. Pamiętam, jak podczas obiadu bardziej interesowała się robieniem selfie niż rozmową z nami. Myślałam wtedy: „Może to tylko stres? Może się otworzy?” Ale z każdym kolejnym spotkaniem widziałam coraz wyraźniej: ona nie jest gotowa na życie rodzinne.
Kiedy zaszła w ciążę, miałam nadzieję, że to coś zmieni. Że poczuje odpowiedzialność za nowe życie. Ale nawet wtedy jej priorytety się nie zmieniły. Zamiast czytać o rozwoju dziecka czy przygotowywać się do roli matki, godzinami przeglądała social media. Kamil był zakochany po uszy i nie widział problemu. – Mamo, ona jest młoda, musi mieć trochę luzu – powtarzał. Ale ja wiedziałam swoje.
Najgorsze przyszło po narodzinach Antosia. Wiktoria była zmęczona – jak każda młoda mama – ale zamiast odpoczywać czy zajmować się dzieckiem, jeszcze bardziej uciekała w świat internetu. Zdarzało się, że Antoś płakał przez pół godziny, zanim ktoś do niego podszedł. Często to byłam ja – babcia – która rzucała wszystko i biegła do wnuka. Kamil pracował całymi dniami, a Wiktoria… Cóż, jej świat kończył się na ekranie telefonu.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Przyszłam do nich bez zapowiedzi. Antoś leżał w łóżeczku z mokrą pieluchą i czerwonymi policzkami od płaczu. Wiktoria siedziała na kanapie i śmiała się do telefonu. – Wiktorio! – krzyknęłam ostrzej niż zamierzałam. – Czy ty w ogóle widzisz, co się dzieje wokół ciebie? Twój syn płacze! Potrzebuje cię!
Spojrzała na mnie z wyrzutem i odparła: – Przecież zaraz pójdę! Muszę tylko odpisać koleżance…
– On nie może czekać! – podniosłam głos. – Jesteś matką! Nie ma już miejsca na bycie małą dziewczynką!
Wybuchła płaczem i uciekła do łazienki. Kamil wrócił akurat wtedy i zobaczył mnie stojącą nad łóżeczkiem Antosia. – Co się stało? – zapytał zaniepokojony.
– Twoja żona musi zrozumieć, że macierzyństwo to nie zabawa! – odpowiedziałam drżącym głosem.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Wiktoria unikała mnie, a Kamil próbował łagodzić sytuację. Ale ja wiedziałam, że muszę działać dla dobra wnuka.
Zaczęłam częściej odwiedzać ich dom. Pomagałam przy Antosiu, gotowałam obiady, sprzątałam. Wiktoria coraz częściej zamykała się w swoim pokoju albo wychodziła na długie spacery z telefonem w ręku. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Kamilu, twoja mama mnie nienawidzi! Ciągle mnie krytykuje! – płakała Wiktoria.
– Ona chce tylko pomóc… Może faktycznie powinnaś trochę mniej siedzieć w telefonie?
– Ty też jesteś przeciwko mnie!
Zrozumiałam wtedy, że problem jest głębszy niż myślałam. To nie tylko brak odpowiedzialności – to także brak wsparcia i zrozumienia ze strony Kamila. On sam był zagubiony między lojalnością wobec żony a troską o dziecko.
Postanowiłam porozmawiać z Wiktorią szczerze, bez oskarżeń.
– Wiktorio – zaczęłam cicho pewnego popołudnia – wiem, że jest ci ciężko. Sama byłam młodą matką i pamiętam ten strach i samotność. Ale Antoś potrzebuje cię bardziej niż ktokolwiek inny.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Ja się boję… Nie wiem, czy sobie radzę… Wszystko mnie przerasta…
Przytuliłam ją pierwszy raz od dawna.
– Nie musisz być idealna. Ale musisz być obecna. Dla niego.
Od tego dnia coś się zmieniło. Zaczęłyśmy rozmawiać częściej – o macierzyństwie, o lękach i marzeniach. Pomogłam jej znaleźć grupę wsparcia dla młodych mam w naszym mieście. Kamil również zaczął spędzać więcej czasu z rodziną.
Nie było łatwo i nadal nie jest idealnie. Czasem Wiktoria wraca do starych nawyków i znika w telefonie na długie minuty. Ale widzę też postęp – coraz częściej bierze Antosia na ręce, śmieje się z nim, czyta mu bajki.
Czasem zastanawiam się: czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy powinnam była być bardziej cierpliwa? A może za bardzo naciskałam? Jedno wiem na pewno: rodzina to nie tylko miłość i radość, ale też trudne rozmowy i wspólne pokonywanie kryzysów.
Czy każda młoda matka musi przejść przez taki bunt? Czy my – teściowe – mamy prawo ingerować? A może powinniśmy pozwolić im popełniać własne błędy? Co wy o tym sądzicie?